quasi wiersze

Dlaczego "quasi wiersze"? Przede wszystkim dlatego, że praktycznie żaden z tych tekstów nie rodził się z intencją pisania poezji... Po prostu zwłaszcza w "okresie burzy i naporu" w modlitwie często podpierałem się papierem - żeby łatwiej zebrać myśli lub zwyczajnie nie zasnąć. Takie zapiski przybierały bardzo różną formę - czasem rodziło się coś, co przypominać może wiersz, choć jest raczej efektem cedzenia słów w stanie sporego napięcia...

Czasem zdarzało mi się pokazywać niektóre z tych tekstów przyjaciołom. I ci przekonali mnie, że są na tyle nośne, by je upublicznić. Tak powstał amatorsko i prywatnie wydany tomik Tupanie Pana Boga. Było to wieki temu. Dziś trochę inaczej przeżywam te teksty (większość z nich sięga czasów seminaryjnych), przyszła więc pora na nową selekcję. Publikuję poniżej tylko te, w których jakoś na dziś (wrzesień 2002 roku, ponowna selekcja w 2012) się odnajduję.

Z góry uprzedzam tych, którzy będą się zastanawiali nad wartością literacką tego, co piszę: nie ma to dla mnie większego znaczenia i nie stanowiło kryterium przy wyborze. Nie biorę więc odpowiedzialności za rozczarowania na płaszczyźnie estetycznej.

Kosmetycznie zmęczone
twarze sterczące
znad odsłoniętych kostek
drżących dziś na mrozie
opowiadają historie
których wolałbym nie słuchać.
Nieodwracalność uszu
ciąży
bardziej
wraz z ubywającą przestrzenią
przystanku.
Dopełnia się
los dwóch różanych pączków
zgniecionych w plecaku.
Chowam się
w norce bezradności
już jakoś oswojonej.
Maranatha!

21.03.2018, pod Katowickiem dworcem

pewnej Katarzynie, co domagała się wiersza

W mchu mokrym,
omijając pęcherze grzybów
przebijających się do dorosłości,
płuczę dłonie fioletowe od jagód
październikowych, niespodzianych.
Powinienem śpiewać pochwałę Stwórcy,
ale przeszkadzają dwie myśli natrętne.
Pierwsza, skromniejsza, w kącie świadomości.
Nie wiem skąd teraz właśnie:
że celibat z samotnością
jakoś mi się nie kojarzył
nigdy.
I druga pulsująca w głowie z siłą
egzystencjalnego dylematu
pierwszej ważności:
to lepkie wokół mnie - mgła jeszcze, czy
już chmury?

Pomiędzy Malinowską Skałą a Baranią Górą, 2005.10.1

Jurkowi
nadzieja
podniosła się z mgłą
jesienną, niespieszną
wcisnęła się przez szpary
w metodycznym wątpieniu
rozpostarła nad biurkiem
otulając niedociągnięte projekty

dźwięczy w milczeniu

ciągle niedowierzając
słucham w zachwycie

Piekary Śląskie 2004.10.30-11.2

w kolejny wieczór
jednania się z samotnością
notuję
z niejakim zdziwieniem

to ona sprawia
że zapomnieć nie mogę
że inni
istnieją

Rzym, 2003.04.03 

Arkowi i Grzesiow

przez tę jedną chwilę
wolny
od zarcybiskupienia
odprowadza nas do drzwi
roześmiany

wychodzimy na deszcz
rozgrzani nadzieją

Kościół za jakim tęsknię
przez niejedną chwilę

Katowice-Piekary Śląskie, 2003.01.02


błysk
Pan dał
i Pan zabrał
Pan zabrał
i Pan dał

nie rozumiem
chyba nie muszę

Rzym, 2001.11.26

w kolejny wieczór
jednania się z samotnością
notuję
z niejakim zdziwieniem

to ona sprawia
że zapomnieć nie mogę
że inni
istnieją

Rzym, 2003.04.03 

(Katowice-Bogucice)
Katowicka
wracam
chciałbym chętnie
chodnik
nierówności jeszcze z tamtych czasów
czasem pies
czworonożna podpórka człowieczeństwa
“witajcie kurwy” sprayem na Supersamie
przystankowa zmęczoność
grube odsłonięte nogi zupełnie nie na miejscu
brzydkie
kuszący krawężnik
białe plastikowe połamane ogródkowe brudne krzesło
pod śmietnikiem
wiatr tchnący beznadzieją jesieni
podstarzałe dzieciaki testujące wytrzymałość wszystkiego
czubki welurów na przemian na tle chodnika
wszystko do pokochania
od nowa
nie na zawsze
całkiem
chciałbym

1999.10.12 (Katowicka)

straszy mnie tylko
samotność bez Ciebie
nie boję się
pozostania
ze sobą
bez innych
z pustką
lękiem
wrzeszczącym bólem
cudzym i własnym
póki jesteś
choćby z daleka
wróć

1998.09.02 (straszy mnie tylko)

w kolejny wieczór
jednania się z samotnością
notuję
z niejakim zdziwieniem

to ona sprawia
że zapomnieć nie mogę
że inni
istnieją

Rzym, 2003.04.03 

Zmęczenie
zsumowane z bezradnością
Tęsknota
do potęgi niespełnienia
Lęk
przemnażany brakiem odpowiedzi
Ufność
nieumniejszalna
w miłość
niepodzielną
Rozwiąż 

1996.11.27 (Zmęczenie)

Biada mi
jeśliś jeszcze nie przejął
wszystkiego
Słabość monstrualna
nie zostawia we mnie miejsca
nawet na kroplę
pewności
Chyba niedaleko od siebie
źródła
rozpaczy
i pokory
I już tylko od Ciebie
zależy
z którego
zaczerpnę 

1996.11.20 (Biada mi)

(Lugano)
Przerasta mnie
co jest
już nie mówię o tym
co będzie
Nauczyłem się żyć
z lękiem
że stracę nawet
nadzieję.
Jeśli nie przyjdziesz
nie pozostanie nic
nawet dobre chęci
Tak, tym razem to już
szantaż
ale nie mam nic do stracenia

1996.03.04 (Przerasta mnie)

Nie wiem czy tak być powinno
ale jesteś
dla mnie bardziej
pytaniem niż odpowiedzią
ciemnością niż światłem
oczekiwaniem niż wypełnieniem
pragnieniem niż zaspokojeniem
czuwaniem niż odpoczynkiem
Spotykałem Cię
częściej
zatroskanego niż niewzruszonego
cierpiącego niż królującego
bezradnego niż wszechmocnego
Nie wiem czy tak być powinno
ale to byłeś Ty
więc nic nie poradzę 

1995.08.12 (Nie wiem czy tak być powinno)

Może tego trzeba mi było
najbardziej
samotności niepewnej
nie tylko jutra
Dotąd zbyt dobrze wiedziałem
czego się trzymać
Teraz zostałeś
tylko Ty
i nie mam wyboru 

1995.07.31 (Może tego trzeba mi było)

(Rzym, u św. Piotra)
Nie wiem
po prostu nie wiem
postawiłeś mnie na drodze
której nie znam
nie dziw się więc
że obijam
krawężniki
Tęsknię
Gdzieś tu
obok Piotra
musi się błąkać
moja nadzieja
Pójdę dokądkolwiek... 

1995.07.30 (Nie wiem)

Już prawie zapomniałem
jak to jest
kiedy wybuchasz radością
w samym środku
serca
jeszcze przed chwilą wyjącego
z tęsknoty
Zresztą - nie ważne
Jesteś
i to mi wystarczy
na jakiś czas 

1995.04.25 (Już prawie zapomniałem)

Muszę się podpierać
pisaniem
Myśli mi się rozłażą
Chciałbym stać przed Tobą
inaczej
Do końca sam nie wiem
jak
Inaczej
Wybacz, że nie dorastam
do własnej słabości
i żem zbyt wielki
na Twoje uniżenie 

1994.01.26 (Muszę się podpierać) 

Najtrudniej
wierzyć w Twoją wszechmoc
gdy wszystko
co miało być Twoją przecież chwałą
wali się na łeb
Dyndam na cieniuśkim włosku
nadziei
ponad...
(boję się nawet spojrzeć w dół
żeby sprawdzić)
Obaj wiemy
że będę tak wisiał
dopóki mnie nie podciągniesz
błyskiem miłości
- już się dałem przekonać
że tak jest zawsze
zanim się narodzisz

1994.01.09 (Najtrudniej)

Nie potrafię powiedzieć
jak Cię boli grzech
Czuję go czasem
dotkliwie
Mój lub czyjś
robi mi dziurę w sercu
Nie znam większego bólu
Tyle wiem
ale nie wiem jak
Ciebie
boli mój grzech
jeden z tysięcy
od wczoraj
Jeszcze krok
i krzyż
i dalej nie wiem
Gdybyś nie był
przybity do świata
rozpadłoby się wszystko
Wybacz 

1993.11.20 (Nie potrafię powiedzieć)

Nie chcę, byś poczuł
że tylko ochłapy Ci rzucam
Zasypiam
i niewiele będzie z modlitwy
(nawet jeśli piszę, to tylko
by nie zasnąć
jeszcze chwilę)
Pracowałem
szkoda tylko, że nie wiem
czy dla Ciebie
Weź sen - naprawdę będzie Twój 

1993.10.19 (Nie chcę, byś poczuł) 

Czekam
aż się cisza rozprzestrzeni
zamykając drogę
mojej głupocie
Najbardziej się boję
Twojej miłości
cicho szepczącej
z nastaniem wieczoru
Pewnie nie prędko przestanę
uciekać
to też jest głupie
bo wiem, że i tak mnie dogonisz
Mimo wszystko czekam
w przerwach między głupotą aż się
rozprzestrzenisz... 

1993.10.12 (Czekam)

Wszystko mi Ciebie
przesłania
ze mną samym na czele
Przeszukuję sterty wydarzeń, twarzy i rzeczy
spośród których
błyszczysz
Wiem, że musisz TAM być
i chowasz się chyba naumyślnie
by hodować moją miłość
w pragnieniu
i tęsknocie 

1993.10.03 (Wszystko mi Ciebie)

Czasem pozwalasz odpocząć
Trochę światła wyciąga
z mroku
świat według Twojego spojrzenia
Ciężko mi się pisze o radości
Jesteś
i nikt mi nie może
tego odebrać 

1993.09.29 (Czasem pozwalasz odpocząć)

Mogę oddawać Ci tylko
pojedynczo
tych, których powierzyłeś mi
wszystkich na raz.
Chciałbym być cały dla każdego,
a nie mogę dać nawet części
(czasem tylko okruchy Ciebie).
Po co Ci moje ręce
przecież tylko ograniczają
Twoje dawanie do czasu
kiedy udaje mi się nie zasnąć
na modlitwie...
Chyba tylko dlatego mnie chciałeś,
że przez
nic
łatwiej się przelewa. 

1993.09.27 (Mogę oddawać Ci tylko)

Jakkolwiek bym chciał
stanąć przed Tobą
za mało mam
Liczę już tylko na swoją
bezsilność
Nigdy nie mogłeś oprzeć się
słabości
Tylko się boję
że znów spróbuję
mieć własne zdanie 

1993.08.22 (Jakkolwiek bym chciał)

Zaskoczenie jest tym większe,
im więcej wiem.
Czuję, że nigdy się nie ustatkujesz
i nici z mego złudzenia
o uporządkowanym życiu.
Dałem się wplątać w miłość wariacką
do szalonego po krzyż Boga.
A najgłupsze w tym wszystkim jest to,
że nie żałuję niczego... 

1993.07.23 (Zaskoczenie jest tym większe)

Piątkowe popołudnie
przechodzi w sobotnią
noc.
Wybacz,
doświadczenie krzyża i zmartwychwstania
równocześnie
to dla mnie za dużo.
Nie nadążam z odróżnianiem
radości i bólu
znów chyba nie mojego.
JESTEŚ TEN SAM
ZNÓW INACZEJ 

1993.07.10 (Piątkowe popołudnie)

Miejsce zawsze jest
nieodpowiednie.
Nie stawiasz się na spotkanie
(w każdym razie nie tam, gdzie przychodzę).
Nie myśl, że mam pretensje
ale
to chyba Ty powinieneś
być
wszędzie.
Dlaczego więc ciągle
nie umiem Cię znaleźć 

1993.05.25 (Miejsce zawsze jest)

Krzyk nic nie pomoże choć
chciałbym się wywyć
ale na to trzeba pustyni
Prorok nie może być słaby
choćby nawet był
Nie mogę nie być sobą
(to znaczy nie odbijać Ciebie)
A ból nierozsądny
nie wiem skąd się bierze 

1993.05.13 (Krzyk nic nie pomoże choć) 

Kiedy błyśniesz
rozdarcie jeszcze się pogłębia
bo nie umiem pogodzić
własnego szczęścia
z lękiem świata
Może dlatego, że ktoś kiedyś mi wmówił
że nie wypada się śmiać
na krzyżu

1993.04.26 (Kiedy błyśniesz) 

Nie pytaj mnie
o braci, którzy odeszli
o siostry, które się zagubiły
Nie byłem przy nich wtedy
(choć pewnie powinienem)
Upominasz się o nich
a ja dać Ci mogę tylko
bezradność
i ból
bo byli też częścią
mojego ciała
Nie pytaj gdzie ich znaleźć
Przecież sam wiesz najlepiej
ja nie umiałem iść za nimi tak uparcie
Wiesz ile bym dał
żeby wrócili
raz jeszcze
więc przyjmij 

1993.02.20 (Nie pytaj mnie)

Mam ochotę
wyjść z Tobą na spacer.
Wiem, że stworzenie
powinno się zbliżać
na klęczkach do swojego Boga.
(Przecież właśnie to robię)
I nie mam odwagi
nawet oczu podnieść
do nieba.
Znam swoje miejsce
choć nie do końca wygodne.
Lecz wciąż
mam ochotę
wyjść z Tobą na spacer
pomiędzy płatkami śniegu
choć raz. 

1993.02.19 (Mam ochotę)

Najwięcej kłopotu sprawia mi
obecność
kiedy trzeba
być
niczego nie robiąc
a więc samą miłością
Nie umiem przemilczeć
czego powiedzieć się nie da
i chciałbym znaleźć słowo
na wszystko co na świecie
Tak, przecież wiesz
jak boję się milczenia
Nie przyzwyczaiłem się jeszcze
do Twoich zwyczajów
a całą tą paplaniną
próbuję pokryć zmieszanie
Nie odchodź
Spróbuję raz jeszcze
zamilknąć

1993.02.16 (Najwięcej kłopotu sprawia mi) 

Pozostaje mi tylko
ufać
że filozofowie się mylą
i nie jesteś niezmienny
Wierzę, że czujesz więcej niż tylko sprawiedliwość
Muszę tak patrzeć
Zbyt mnie przygniata
to, co teologowie nazywają grzechem
Ty wiesz i ja wiem
że to coś więcej
niż tylko pojęcie
Ty wiesz...
W końcu nawet ja czuję
ból
niedopełnionej miłości 

1993.02.14 (Pozostaje mi tylko) 

Nie wierz kiedy Ci mówię,
że oddaję wszystko.
Nawet nie wiem,
czy bym się odważył
chcieć
żeby to była prawda.
Gdzieś tylko
pod dnem tęsknoty
pragnę
rozpięcia obok Ciebie
pomiędzy
niebem i ziemią.
(Widzisz
nawet boję się wypowiedzieć
"krzyż",
więc na co Ci się przydam ?)

1993.02.12 (Nie wierz kiedy Ci mówię)

Nie cierpię
ćwiczeń z bezsilności
powtórek z niezdarnego czekania
Boję się milczenia
za rogiem wieczoru
Zbyt mało mogę na bunt
Wolałbym być Tobą
gdyby nie krzyż
W końcu chodzi o miłość
(taką, co rodzi wytrwałość)
przed którą nie umiałem
uciec
ani wytrwać
I dalej nie dam rady
Na jutro zapowiedziana
powtórka z niemożności 

1993.01.31 (Nie cierpię)

Rozdziera się myśl
na dwoje
nie znajdując oparcia w słowie.
Chciałbym przetrwać,
potrwać przed Tobą
do początków nadziei nieznużonej.
Nie dopuszczam Cię
do granic mojego bólu
by go nie poczuć
(i może właśnie dlatego
wciąż nie mogę być zdrowy). 

1993.01.29 (Rozdziera się myśl)

Chciałbym wiedzieć jakie granice
postawiłem miłości
Pewnie bym się przeraził
znając więcej prawdy
(teraz tylko trochę się lękam)
Pamiętam, że kiedyś myślałem
że wiem, co to Ciebie pokochać
na zawsze
"Wczoraj" się okazało
że "jutro" mnie zaskoczyło
i pewien już jestem
tylko tęsknoty za Tobą
na nie wiem jak długo. 

1993.01.11 (Chciałbym wiedzieć jakie granice)

Świat się nie narodził
dziś rano.
Nie widziałem też żadnego
z Twoich Aniołów
goniących za Słowem.
Dziura w ulicy pozostała
ta sama
od świtu.
Więc powinienem znać
do końca
każdą z tych rzeczy
co tak mi współczesne.
Nie wiedzieć czemu
od dziś
dawne
odpowiedzi nie pasują
do pytań niezmienionych. 

1993.01 (Świat się nie narodził)

Wszystko poczyna się z
samotności
od której zawsze się ucieka
by w końcu dogonić
niespodzianie
Z Twojej samotności
ja
i wciąż nie wiem, co z mojej 

1993.01 (Wszystko poczyna się z)

żeby mnie nie poparzyć
kochasz z daleka
tak to sobie tłumaczę
inaczej nie umiem

1993.01 (żeby mnie nie poparzyć)

Wiem co mi powiesz
że też Cię boli
może nawet bardziej
Czasem mi się wydaje, że jesteś
tak samo bezradny
jak ja
tylko na większą skalę
Wiem niewiele można poradzić
naczynie rozbite i jedność
już wyciekła
nie wiem czy na zawsze
Nie zrozumiem jak można
samemu wybrać nienawiść
ale tak się czasem dzieje
Spróbuj coś zrobić
z moimi kawałkami miłości

1992.12.24 (Wiem co mi powiesz)

Gdzieś musi czekać na mnie wieczór
przepełniony samotnością obecności
Przychodzisz inaczej
zawsze
nieoczekiwanie
Jeden błysk starcza
bo musi
na kilka nocy przewytych
przerywanych roztargnionymi dniami
Doczekać z Tobą świtu
a potem wieczora
pozwól
choć raz

1992.12.13 (Gdzieś musi czekać na mnie wieczór)

Zwolnij trochę
Z perspektywy niezmienności
pośpiech pewnie wygląda
inaczej
Dzielenie chwili na czworo
może
iść w nieskończoność
nie mogę temu
zaprzeczyć
Chciałbym
Nie potrafię zmieścić
milimetrowej miłości
w tysięcznej części
(nie mojej zresztą)
galopującej sekundy

1992.12.02 (Zwolnij trochę)

Ocaliłeś mnie
tysiącami drobiazgów
od myślenie o wielkości
ściągają mnie na ziemię
której nie chcę
choć Twoja
Powoli rozumiem
maksymalizm
to utonąć w tym
co najmniejsze
najsłabsze
najuboższe
i rodzi się gdzieś
pomiędzy
mydłem a praną skarpetką 

1992.11.24 (Ocaliłeś mnie) 

Pytania
kotłują mi się w głowie
Pewnie nigdy ich nie postawię
zbyt dużo tak zwanego zdrowego rozsądku
dała mi natura (?)
Jaki kolor lubisz najbardziej
boję się zapytać
Zajmujący się Tobą
naukowo
mówią że
musisz
lubić wszystkie jednakowo
Ja jeszcze
czy wolisz wiosnę od jesieni
On chce wszystkiego jednakowo
tak już jest...
mówi filozofia
(z trudem tylko powstrzymując się
przed dodaniem "zrobiony")
Już się tylko uśmiecham
(czasem trochę smutno)
wyglądając
ostatecznego przejaśnienia

1992.11.24 (Pytania) 

Troska o jutro
zasłania mi
dzisiejszą miłość
Prościej zajmować się
tym co będzie
jeszcze nie jest
i nic nie kosztuje
Wczorajsze spłaciłem
dlaczego jeszcze mnie ściga
Nie potrafię obyć się
bez maszyny czasu
choć przez nią bez przerwy
wyprzedzam Cię
albo spóźniam
na TERAZ 

1992.11.23 (Troska o jutro)

Działanie
odbiera mi Ciebie
Zamiast trwania mam tylko
przebieganie
przed Tobą
Niedziałanie
odbiera mi Ciebie
odstawiając zbyt daleko
człowieka sakrament
Ostatnio łatam
tylko dziurami
przez które prześwitujesz
pomiędzy
jednym a drugim 

1992.11.21 (Działanie)

Znowu
bezradnie czekam
chyba już tylko na północ.
Wolałbym czuwać dłużej
ale
zaraz zwalę się
na nos
i skończy się
jeszcze jedno marzenie
na poły spełnione
milczeniem. 

1992.11.17 (Znowu)

Łatwe przestało mieć
jakikolwiek sens
Trudne wciąż
niedouniesienia
Szukam ciężaru
na mnie wykrojonego
Podobno czasem
idzie się na modlitwę
jak na krzyż.
czasem?
zawsze ?
Jaki sens wobec
Twojego teraz 

1992.11.15 (Łatwe przestało mieć)

Mam Ci tak wiele do powiedzenia
że nawet milczenie
niczego nie załatwi.
Wiem znasz moje myśli
i serce.
Tylko że ja tak nie potrafię
telepatycznie.
Konkret mi zginął.
Pamiętam jeszcze z fizyki
fala się nie rozchodzi
gdy nie ma nośnika.
Moja drżąca miłość wnosi
zbyt wiele zakłóceń
(a nie dane mi jest jeszcze lepsze połączenie).
Mógłbyś zrobić jakiś
wyjątek.
Przyjść i normalnie
porozmawiać. 

1992.11.11 (Mam Ci tak wiele do powiedzenia)

Mam rozpinać sobą
Twoją tętniącą obecność
pomiędzy
niebem i ziemią.
Będzie to raczej
sieć
niż namiot
bo tyle we mnie dziur

1992.11.07 (Mam rozpinać sobą)

Połączyć
początek z końcem
wiatr z liśćmi
milczenie z domem
przyjaźń z samotnością
zimę z uśmiechem
cierpienie z modlitwą
otwartą księgę z człowieczym sercem
jedność z pośpiechem
ucieczkę z tęsknotą
ciało z powszechnością
miłość ze mną
pomóż 

1992.11.06 (Połączyć)

Znowu wymknął mi się
środek
Stoczyłem się ze skrajności
Spadam
Nie umiem jeszcze latać
to jest dopiero
na wyższym kursie
Będę musiał poczekać
Nie można Cię spotkać
pod latarnią strachu

1992.11.05 (Znowu wymknął mi się)

Wymknąłem Ci się dzisiaj
tak szybko
że byłbym sam siebie
zdublował
Nie myśl, że jestem zadowolony z siebie
Ty nie jesteś...
I boli Cię bardziej...
Wraca się zawsze
wolniej
bo przecież
"nie zrobiłem nic złego"
to żadna pociecha
Oczyść
szansę
zarosłą chwastami

1992.10.28 (Wymknąłem Ci się dzisiaj)

Twoja twarz
odbita przez mury miasta
nie daje mi zapomnieć
Znam je lepiej
niż własne tajemnice
Słyszę jak krzyczy
Zrosłem się z jego szarością
od bólu narodzin
I nic nie było mi oszczędzone
bez wyjątku grzechu
Nigdy już się z nim nie pogodzę
zbyt daleko odszedłem...
lecz
jeszcze rozumiem jego mowę
aż do bólu
Jeszcze chcę wyzwolić z niego
Twoją twarz 

1992.10.25 (Twoja twarz)

Dlaczego
każesz zaczynać
nie mówiąc ani słowa o tym
jak zakończyć
Dotykam przecież czegoś więcej
niż klocków Lego
(Chyba nie powiesz, że nie jesteśmy
dla Ciebie
niczym więcej)
To nie są sprawy po których
Murzyn może odejść
(zresztą z odejściem bym się pewnie
pogodził)
Każesz budzić nadzieję, gdy nie widać
spełnienia
Potem tylko CIEMNOŚCI
Musisz TAM być
inaczej znowu
przegramy życie 

1992.10.05 (Dlaczego) 

Tylko noc jest prawdziwa
bo ciemna
niczego nie udaje
po prostu nie wie
Zasłania całą sobą
i wcale się z tym
nie kryje
Przynajmniej wiadomo
że chowa coś
czy Kogoś...

1992.10.03 (Tylko noc jest prawdziwa)

Muszę dzielić swój czas.
Także na taki, który nie bardzo potrafię
Tobie oddać.
Jeżeli miłość
przekracza
wszelkie granice
to kiedyś... 

1992.10.03 (Muszę dzielić swój czas)

Tobie to dobrze.
Nie musisz się uciekać
do słów,
gdy chcesz dać coś z siebie.
Uprościłeś sobie sprawę
wydając się na pokarm.
Zazdroszczę Ci
bo sam siedzę
w granicach słów
czasem podpierając się
gestem
westchnieniem.
Nie dziw się więc
że tęsknię
za niebem

1992.09.30 (Tobie to dobrze)

Ciekawe skąd Eliasz wiedział
że jesteś
w łagodnym powiewie.
Wiesz, tak naprawdę
to utrudnia nam życie
ta Twoja nieograniczona
fantazja.
Mógłbyś się wreszcie ustatkować.
Założyć normalne biuro
z telefonem i faxem.
Wywiesić godziny urzędowania
(i kartkę, że w przyszłą sobotę nieczynne).
Skończyłyby się nasze problemy
z szukaniem Boga.
Zawsze byłbyś dostępny.
I pod ręką, gdy trzeba by sobie
poprawić bytowanie.
Może przemawia przeze mnie
gorycz?
gniew?
Na pewno smutek.
A może po prostu zbyt długo przebywałem
z dobrymi katolikami
co to nikogo nie zabili...
Tylko nie mów, że nie wolno
mi się gniewać.
Też się kiedyś wkurzyłeś.
Potem była przynajmniej
cisza w świątyni... 

1992.09.29 (Ciekawe skąd Eliasz wiedział)

Dlaczego zawsze odsuwasz się
kiedy się zbliżam?
Światło tylko pogłębia ciemność
miłością
(bezzębną przecież).
Bezczelni mówią, że jesteś
nieużyty
i zbierać chcesz, gdzieś nie siał.
Co mam im odpowiedzieć
sam nie dorastam
do zbiorów.

1992.09.28 (Dlaczego zawsze odsuwasz się) 

Najtrudniejsza do wyrażenia jest
szarość.
Nic się nie iskrzy.
Dzień poprzedni
ślimaczy się
przed następnym.
Ciężko się kocha coś
co nawet nie jest ładne
i boli (czasem),
choć można.
(I może to jest właśnie
poszukiwany długo
dowód na...) 

1992.09.25 (Najtrudniejsza do wyrażenia jest)

To, co czeka jest tym,
na co czekam
lecz
nie jestem gotów,
by odejść.
Muszę zabrać ze sobą
ból tylko dlatego,
że jest mój.
(Choć chętnie zostawiłbym
tę jedną walizkę.)
Ty potrafisz odróżnić
odejście od ucieczki.
Sam już nie wiem. 

1992.09.23 (To, co czeka jest tym)

Dokąd mam pójść
byś mnie wreszcie
zostawił.
Pismo mówi: zazdrosny
dotąd nie wierzyłem.
Nie mam sił by dotrzymać Ci kroku.
Nawet już nie chcę
świętego spokoju.
Czasem tylko trochę wytchnienia
czy wiary...
Dlaczego doświadczasz innych
ze względu na mnie?
I dlaczego zostawiasz tyle pytań
bez odpowiedzi?
Czego chcesz jeszcze?
Wykorzystujesz to, że nie potrafię
i nie chcę
się cofnąć.
Ale zrozum nawet Piotr
zaczął tonąć!
Czego się boisz ?
Przecież zdążyłem go wyciągnąć. 

1992.08.29 (Dokąd mam pójść)

Naprawdę trudno zaczyna być
gdy odchodzą
gdy dać już można tylko nagą modlitwę
Naprawdę trudno jest pozostawić
ziarno
choć Ty o nie się troszczysz
bo wiedza o Twym działaniu
jest ciemna
jak druga strona milczenia
Czasem chciałbym sam
dokończyć
choć dobrze wiem
że nie wiem
Ustrzeż ich
ode mnie
od złego

1992.08.14 (Naprawdę trudno zaczyna być) 

Tęsknię do powrotów
w samotne wieczory
do pustego pokoju
w którym czeka tylko
delikatny poszum Twojej obecności
Nauczyłeś mnie jak chodzić
ze swoim bólem wyprostowany
Jak padać pod czyimś niechcianym cierpieniem
Zabrałeś mi samotność
ostatnią podporę milczenia
trzeba nauczyć się nowego słuchania
ponad gwarem
Czasem tylko czuję na policzku
powiew łagodnego wietrzyka 

1992.06.19 (Tęsknię do powrotów)

milczeć trzeba
słowa zamazują sens
oddalają Cię tylko
od mojego języka
czy serca
nie chcę wiersza
to czym żyję
jest aż nazbyt konkretne
ale
słowa zamazują sens
więc
milczeć trzeba 

1992.05.18 (milczeć trzeba)