Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

Wniebowstąpienie – po zmartwychwstaniu nic już nie jest takie samo…

tekst opublikowany: Gość Niedzielny 21(2004),7; wersja bez poprawek redakcyjnych
„Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” – to pytanie dwóch zagadkowych mężów (aniołów?) miało wyrwać uczniów Jezusa ze zdumienia, w jakie wprawiło ich Jego wstąpienie do nieba. Byli zaskoczeni, bo być może spodziewali się, że Jezus pozostanie z nimi na zawsze, że po zmartwychwstaniu wszystko prędzej czy później wróci do normy i znowu z Nauczycielem będą przemierzać Palestynę… A przecież po zmartwychwstaniu nic już nie jest takie samo.

Wydarzenie wśród wydarzeń

Dzieje Apostolskie poświęcają okolicznościom wniebowstąpienia Jezusa zaledwie kilka wersetów, a ono samo opisane zostaje jednym zdaniem: „uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1,9). Ktoś mógłby pomyśleć, że chodziło o jakieś drugorzędne wydarzenie o niewielkim znaczeniu. Jednak na takie myślenie nie pozwala umiejscowienie tej sceny w Łukaszowym dziele: to właśnie na niej kończy się jego Ewangelia (por. Łk 24,51) i od niej zaczynają się Dzieje Apostolskie… Św. Łukasz ukazuje zatem wniebowstąpienie jako moment przełomowy, jednak bez bliższego wyjaśnienia powodów i znaczenia owej przełomowości. Możemy jednak do ich zrozumienia dotrzeć, odczytując wniebowstąpienie w kontekście pozostałych wydarzeń owych dni.

Wcielenie, „ukryte” życie Jezusa, nauczanie, śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, zesłanie Ducha Świętego to ciąg wydarzeń, których znaczenie musimy odczytywać łącznie. Najpierw dlatego, że składają się one na życie konkretnego człowieka – Jezusa z Nazaretu, którego prawdziwie poznać możemy jedynie odczytując całą Jego historię. Ale też i dlatego, że człowiek ów jest Synem Bożym, a zatem Jego ludzka historia jest niejako ludzkim tłumaczeniem tego, co Bóg dokonuje dla człowieka. I to, co być może w Bogu jest jedną chwilą, jedną decyzją, jednym wiecznotrwałym błyskiem miłości, w życiu Jezusa przekłada się na serię rozciągniętych w czasie wydarzeń, z których każde odsłania jedynie jakąś cząstkę tajemnicy…

Cóż zatem odsłania dla nas wniebowstąpienie Jezusa? Przypomnijmy poprzedzające je wydarzenia: oto Jezus umarł przyjmując i przejmując na siebie ludzki grzech, ludzką nieprawość. Zstąpił do otchłani, aby przezwyciężyć śmierć i oddalenie od Boga, na jakie skazał się człowiek poprzez grzech. I dokonał tego – zmartwychwstanie jest zarazem momentem zwycięstwa nad złem i chwilą ogłoszenia tego zwycięstwa światu. Wniebowstąpienie miało miejsce kilkadziesiąt dni później. I dlatego jego znaczenie odczytywać musimy w ścisłym związku ze zmartwychwstaniem – ukazuje ono bowiem pewne konsekwencje zmartwychwstania, które inaczej trudno byłoby dostrzec. Ale po kolei…

Zmartwychwstanie i co dalej?

Spróbujmy sobie wyobrazić co działo się w Apostołach po zmartwychwstaniu… Po szoku i eksplozji radości wywołanej pierwszymi ukazaniami się Zmartwychwstałego, kiedy już nieco oswoili się z tą nową sytuacją, pewnie zaczęli się zastanawiać, co będzie dalej… Czy Jezus nadal będzie pojawiać się i znikać? Czy też może pozostanie z nimi i będzie znowu jak dawniej? Znowu będą obchodzić Palestynę głosząc Dobrą Nowinę o miłości Boga uzupełnioną o wieść o Jego zmartwychwstaniu… Wniebowstąpienie musiało gwałtownie uciąć snucie takich planów. Okazało się, że nie ma powrotu do przeszłości. Że zmartwychwstanie Jezusa nie było zwykłym tylko powrotem do poprzedniego życia (jak w przypadku wskrzeszeń – Łazarza choćby). Zmartwychwstanie było czymś innym: Jezus powróciwszy do życia zapoczątkował zupełnie nowy wymiar, nowy sposób istnienia. Wniebowstąpienie odsłania jego istotę, bo czymże jest „niebo” jak nie wyrazem, który symbolicznie określa Bożą obecność i Boże królowanie. Po zmartwychwstaniu miejsce Jezusa jest już nie w świecie ciągle naznaczonym naszym grzechem, ale u Ojca, w „przestrzeni”, która jest owocem Jego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią.

Jezus jako pierwszy człowiek dochodzi do pełnego zjednoczenia z Ojcem. Po raz pierwszy dopełnia się odwieczny plan Boga – przecież On tego chciał dla nas, ludzi od samego początku. Po to nas stwarzał. Na drodze stanęła nam nasza własna niewierność, ale oto teraz, wreszcie, Boży zamysł się spełnia. Człowieczeństwo zostaje ostatecznie wciągnięte w orbitę Bożej miłości.

Dojdziemy prędzej czy później

Apostołom zapewne łatwiej było zrozumieć znaczenie wniebowstąpienia dzięki temu, że Jezus jakoś starał się je przybliżyć – mówił, że idzie przygotować im miejsce u Ojca (por. J 14,1-3), że pożyteczne jest dla nich Jego odejście, bo po nim otrzymają moc Ducha Świętego (por. J 16,7). Mimo to jednak stali osłupieni wpatrując się we wstępującego w niebo Jezusa… Może dlatego słowa mężów zabrzmiały nieco jak wyrzut: „dlaczego stoicie…?”. Bo wniebowstąpienie okazuje się też być zadaniem dla Apostołów, dla chrześcijan, dla nas. Ono wyznaczyło kierunek, w jakim zmierzają losy ludzkości i każdego poszczególnego człowieka: ku zjednoczeniu z Bogiem. Mamy dojść tam, gdzie doszedł Jezus. Śmierć i zmartwychwstanie otwarło nam bramę, wniebowstąpienie wskazało dokąd ona prowadzi. A Duch Święty, który zstąpił kilka zaledwie dni po wniebowstąpieniu, będzie nas umacniał w drodze. Droga jednak sama się nie pokona. Bóg jedności ze sobą nikomu nie narzuci – zbyt nas szanuje. To my sami, w mocy Ducha, musimy wejść na drogę Jezusa. Przejść niejako szlakiem Jego życia oddając siebie braciom i za braci, by dojść do tej samej mety.

Do momentu wniebowstąpienia Jezus prowadził Apostołów niejako za rękę. Gdy wpatrywali się w Niego wstępującego do nieba, być może docierało do nich z trudem, że czas niańczenia się skończył i że trzeba będzie stanąć na własnych nogach. Podjąć odpowiedzialność za własne zbawienie, za wspólnotę uczniów… Być może wówczas docierało do nich, że nie od razu nastanie królestwo Boże, że świat nie od razu zostanie przemieniony, że nie od razu każdy pojedynczy człowiek wewnętrznie się odmieni. I być może dlatego w słowach mężów w białych szatach, prócz wyrzutu, zabrzmiała też pociecha i nadzieja: „ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11). Innymi słowy: nie martwcie się – godzina ostatecznej przemiany tego świata jest już wyznaczona; rozciągnięcie się panowania Chrystusa na cały świat, na całą historię, na każdego człowieka, to tylko kwestia czasu. I nieuchronnie nadejdzie. Jakby wniebowstąpienie zapoczątkowało niepowstrzymany ruch całego wszechświata ku Bogu. Ruch, którego kresu trzeba nam nieustannie z nadzieją wyglądać, i który trzeba ponaglać miłością, poświęceniem, wiernością. Jezus dotarł do Ojca, więc droga nie jest nieskończona. Prędzej, czy później – dotrzemy.

Oby prędzej.

Komentuj na Facebooku

zamknij
Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies