Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

Jest nadzieja

tekst opublikowany: Gość Niedzielny 23(2003),21; wersja bez poprawek redakcyjnych

Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” (1 Kor 15,17). Chyba nie ma w Nowym Testamencie mocniejszych słów, wyrażających to, czym powinna być dla nas prawda o zmartwychwstaniu. „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach”. Wszystko, dokładnie wszystko, zależy od tego jednego wydarzenia…

 

Kiedy piszę te słowa, daleko mi do radości zmartwychwstania. Jest środek Wielkiego Postu, trwa i nasila się wojna w Iraku. Społeczność międzynarodowa się podzieliła: każdy broni własnych interesów. W polskiej polityce i gospodarce afera goni aferę, w kraju rośnie bezrobocie, przestępczość. Tam i tu - ludzie cierpią. Na niezliczoną ilość sposobów, w niezliczonej ilości miejsc: ludzie cierpią. I nie ma wątpliwości – w zdecydowanej większości przypadków to cierpienie jest zawinione. Zawinione przez ludzi. Czasem przez konkretne osoby, których imiona znamy, czasem przez obojętność i egoizm anonimowych grup działających poprzez struktury polityczne czy gospodarcze. Ludzie cierpią na skutek nieprawości innych, czasem na skutek własnej. Żyjemy jakby zanurzeni w toksycznym morzu zła, z którego udaje nam się wydobyć tylko czasem i na krótko poprzez jakiś gest solidarności, miłości, by szybko, choć bez entuzjazmu do niego powrócić: „trzeba przecież sobie jakoś w życiu radzić”.

A przecież powinno być inaczej. Nasze uczucia, pragnienia, marzenia mówią nam, że ten świat powinien wyglądać inaczej. Może nie potrafimy powiedzieć jak, ale na pewno inaczej. Czyż nie o tym świadczą manifestacje, protesty, strajki? Chcielibyśmy, żeby ten świat miał inne oblicze. Jednak jesteśmy bezradni. Wobec wojny. Wobec bezrobocia. Wobec głodu, biedy, zawiści, gniewu, niewierności. I żyjemy przygnieceni własną bezradnością: albo popadamy w obojętność, z rezygnacją przyjmując ten stan rzeczy, albo angażujemy się bez reszty w jakieś działanie: w obronie zwierząt, lasów tropikalnych (ludzi mniej). Różne oblicza tej samej bezradności.

A Bóg? Z samego środka naszej nieprawości i bezradności spoglądamy w górę pytającym wzrokiem. Jeśli tam jesteś, to dlaczego na to wszystko pozwalasz? Bo zdaje nam się, że nic nie robisz: dalej pozostajemy w naszych grzechach, w świecie, którego nie chcemy, w życiu, którego nie akceptujemy.

To nie jest nowe pytanie. Nie narodziło się w kontekście wojny w Iraku, czy „Rywingate”. Stawiało je sobie chyba każde ludzkie pokolenie od początku świata. To jedno z tych pytań, wobec których On nie może pozostać obojętny. I dlatego odpowiedział, w jedyny sposób prawdziwie Jego godny: stając się człowiekiem – Jezusem z Nazaretu. On, w odróżnieniu od nas, nie znosi chowania się za innymi, historią, okolicznościami... I dlatego przyszedł sam, aby doświadczyć tego, co tak nam doskwiera. Przyjął na siebie słabości ludzkiego ciała, ograniczenia kultury i historii. A przede wszystkim skutki zła. Od tych najmniejszych, jak zmęczenie czy niezrozumienie przez innych, aż po te najgorsze: prześladowanie przez swoich, zdradę najbliższych, niesprawiedliwy wyrok, potworną i haniebną śmierć. Św. Paweł pisze, iż w Jezusie Bóg ogołocił samego siebie i przyjął postać sługi (Flp 2,7). Wszedł w sam środek naszej bezradności wobec zła. Doświadczył wszystkiego, aż po rozpacz i beznadzieję śmierci. Na krzyżu wołał: „Boże mój, Boże, mój, dlaczegoś mnie opuścił?”: nawet to ostateczne „dlaczego” zwrócone do Boga stało się Jego udziałem.

Paradoksalnie, pierwszą odpowiedzią Boga na „dlaczego” człowieka, jest przejęcie, powtórzenie, uczynienie swoim tego pytania, tego doświadczenia. Na nasze wołanie „gdzie jesteś” On odpowiada zstępując w sam środek cierpienia: w śmierć na krzyżu. Na pewno nie jesteśmy w nim sami, opuszczeni, porzuceni: On jest z nami aż poza granice rozpaczy.

Wobec Boga, który umiera na krzyżu rodzi się jednak jeszcze jedno palące pytanie: jeśli On sam okazał się bezradnym i bezbronnym wobec zła i śmierci, to czy może rzeczywiście wyrwać nas z nich, ocalić? Czy krzyż nie jest znakiem Jego porażki wobec ludzkiego zła? Czy jedyne, na co możemy liczyć, to Jego solidarność, która wprawdzie ocala od samotności, ale niczego innego nie zmienia w ostatecznej perspektywie?

Św. Paweł pisze, jakby podejmując to pytanie: „jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15,19). Gdyby historia Jezusa skończyła się na krzyżu, a Jego śmierć była jedyną odpowiedzią Boga na naszą bezradność wobec zła, rzeczywiście ostatnie słowo miałaby śmierć. I nie byłoby dla nas żadnej nadziei. Żadnej.

Tak się jednak nie stało: Chrystus zmartwychwstał. Co więcej: zmartwychwstał „jako pierwszy spośród tych, co pomarli”, otwierając innym drogę poza śmierć, poza cierpienie, poza zło. Pokazał, że ono nie jest ostatnim słowem w historii człowieka, w historii świata. Jak bardzo głęboka by nie była ludzka nieprawość, jak bardzo wielkie by nie było ludzkie cierpienie – może być przez Niego przezwyciężone. Niekoniecznie odjęte, usunięte – jakby musiała się wypełnić nasza odpowiedzialność za życie i świat. Jednak nawet człowiek najbardziej przygnieciony cierpieniem, złem, rozpaczą może ufać, iż w Chrystusie Zmartwychwstałym już teraz otrzyma odpuszczenie grzechów, które jest zaczątkiem ostatecznego powstania z martwych. Powstania do nowego życia. Do życia w który już nie będzie ani wojny w Iraku, ani „Rywingate”, ani bezrobocia. Nie będzie całego tego morza cierpienia, które dziś odbiera nam spokój i radość.

Mrzonka? A może raczej najbardziej radykalne wyzwanie naszej wiary. Chrystus, Bóg, który umarł na krzyżu, zmartwychwstał! Tę prawdę, jako nadzieję dla świata, głosili pierwsi świadkowie, którzy z nim „jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu” (Dz 10,41), ta prawda niosła nadzieję pokoleniom chrześcijan.

Człowiek dotknięty wojną i złem, cierpieniem i śmiercią potrzebuje nadziei. Tym bardziej, im bardziej jest nimi przygnieciony. Dlatego im mroczniejszy jest świat, im trudniej nam się w nim żyje, tym donośniej musimy wołać: Chrystus zmartwychwstał! – jest nadzieja dla świata, jest nadzieja dla człowieka, jest nadzieja dla mnie.

Komentuj na Facebooku

zamknij
Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies