Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

Jedyna nadzieja w... Bożym sądzie

tekst opublikowany: Gość Niedzielny 45(2002),11; wersja bez poprawek redakcyjnych

To, co nieznane budzi zwykle w człowieku jednocześnie lęk i zaciekawienie. Tym bardziej, jeśli nieuchronnie dotyczy jego losu. Trudno się więc dziwić, że ludzkiemu myśleniu o śmierci i o tym, co po niej, te dwa uczucia towarzyszą w wielkim natężeniu. Dotyczy to także nas, wierzących. Zwykle tłuką się w naszej pamięci katechizmowe zwroty: „sąd szczegółowy”, „sąd ostateczny”, „zmartwychwstanie ciała”, „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze”. Być może przypominają się ewangeliczne przypowieści, z których jedne ukazują niestrudzoną miłość Boga, który do samego końca szuka zagubionego człowieka, inne zaś mówią o „wyrzucaniu na zewnątrz” gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”. Ciekawość i lęk. Być może z odrobiną nieśmiałej nadziei. Warto więc może nieco uporządkować to, co wiemy i to czego nie wiemy, odnośnie naszego przyszłego losu. Przede wszystkim po to, by znaleźć więcej miejsca dla nadziei.

Zacznijmy od tego, iż Nowy Testament prawie zupełnie nie pozwala na szczegółowe opisanie tego, co nas czeka. Ani Jezusowi, ani Apostołom nie zależało na zaspokajaniu ludzkiej ciekawości. To, co dzieje się z człowiekiem po śmierci ukazuje się przede wszystkim jako konsekwencja i przedłużenie związku z Bogiem za życia. Dane Nowego Testamentu i Tradycji pozwalają na uchwycenie kilku, dość ogólnych, prawd. Nasz przyszły los ma jakby dwa wymiary: pierwszy dotyczy nas indywidualnie, drugi – całej ludzkiej wspólnoty i losów świata. Bóg pragnie przezwyciężenia grzechu w człowieku jako jednostce i jego skutków w społeczności i świecie. Zjednoczenie z Bogiem, możliwe dzięki przebaczeniu grzechów poprzez udział w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, w przyszłym życiu owocować ma więc zarówno usunięciem zła jako skutku indywidualnych decyzji, jak i przywróceniu harmonii wszechświata. Jednak to ostatnie ma nastąpić dopiero „na końcu czasów”, po chwalebnym powrocie Chrystusa na ziemię, cielesnym zmartwychwstaniu tych, którzy umarli wcześniej i przemianie tych, którzy żyją na wzór Chrystusa. Apokalipsa św. Jana tak opisuje ten nowy, przemieniony stan: Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie BOGIEM Z NIMI. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły (21,3-4). Pełnia zjednoczenia z Bogiem, z innymi i całkowita harmonia wszechświata: oto, czego Bóg chce dla nas.

Oczywiście niewiele wiemy o szczegółach owego nowego świata (jak będziemy wyglądać po zmartwychwstaniu, jak będzie wyglądać przemieniony świat). Największą chyba jednak niewiadomą jest sposób, w jaki dokona się nasze przejście do nowej rzeczywistości. Utarło się w tradycji chrześcijańskiej ukazywanie go w kategoriach „sądu” – tym obrazem posługuje się już Stary Testament. I trudno się dziwić, że nieraz budzi on zaniepokojenie. Wydaje się bowiem, że niesie ze sobą wizerunek Boga bardzo trudny do pogodzenia z ewangelicznymi przypowieściami o miłosiernym Ojcu, zagubionej owcy... Nie ułatwiają nam też sprawy liczne dzieła artystów, dla których motyw sądu Boga nad światem stawał się okazją do przedstawiania wyszukanych kar, jakie spotkają ogromne rzesze odrzuconych przez Boga. Ciągną się też za nami wieki całe, przez które w kazaniach motyw sądu i potępienia służył jako swoisty straszak mający „dopomagać” chrześcijanom w prowadzeniu moralnie poprawnego życia. Obraz sądu kojarzy nam się z też naszym ludzkim wymiarem sprawiedliwości: podpadają pod niego przestępcy, efektem zetknięcia się z nim jest (lub powinna być) kara. Zdarzają się pomyłki sądowe. I wreszcie: w ludzkim sądzie miłość i miłosierdzie nie mają zastosowania.

Trudno więc się spodziewać, by obraz Boga-Sędziego (skazującego) budził naszą sympatię. Jednak nawet Ewangelie posługują się obrazem sądu tuż obok obrazów mówiących o miłości Boga do człowieka, o miłosierdziu, z jakim pochyla się nad grzesznikami. Jak pogodzić te obrazy? Z naszego punktu widzenia sprawiedliwość wyklucza miłosierdzie, a miłosierdzie przekreśla sprawiedliwość. Zdaje się jednak, że z Bożego punktu widzenia sprawa wygląda nieco inaczej…

Przede wszystkim musimy sobie uświadomić jaki obraz Boga dominuje w Nowym Testamencie. I tu odpowiedź jest jasna: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,16-17). Celem Bożego działania jest zbawienie (szczęście, pełnia życia) człowieka, a jego motywem – miłość do nas. W Bożym sądzie ani motyw, ani cel nie zostają zawieszone, wyłączone. On sądzi, żeby zbawić. Sądzi żeby miłość i miłosierdzie odniosły swój skutek w człowieku i świecie.

Jak to możliwe? Warto sobie najpierw uświadomić, iż sąd w starożytności polegał przede wszystkim na rozsądzaniu sporów. Dlatego greckie słowo krinein – „sądzić”, może znaczyć też „decydować”, „rozdzielać”. Nam sądzenie kojarzy się przede wszystkim ze skazywaniem. W biblijnych obrazach chodzi jednak bardziej o rozdzielanie i rozróżnianie, niż skazywanie. Wystarczy przywołać przypowieść o kąkolu, który przy żniwie ma być oddzielony od zboża (Mt 13,24-30) czy o oddzielaniu owiec od kozłów w dzień sądu (Mt 25,31-46). W nas i w świecie zło i dobro występują zmieszane, splątane. Sąd Boży położy temu ostatecznie kres. W wymiarze indywidualnym (sąd szczegółowy) zostaniemy ostatecznie oczyszczeni z grzechu i jego skutków (czyściec to właśnie ów moment, czy stan oczyszczenia, przez które człowiek przechodzi). W wymiarze wspólnotowym (sąd ostateczny) ujawnione oraz oczyszczone zostaną skutki wszystkich ludzkich decyzji, a tym samym usunięte zło ze świata.

A co z karą i potępieniem? Warto przypomnieć najpierw przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1-15). Właściciel najmuje ich za denara za dzień. Niektórych zbiera z rynku zaledwie na godzinę przed zakończeniem pracy i im także ostatecznie wypłaca denara. Bóg gotów jest zrobić wszystko dla naszego zbawienia. Nie na darmo stał się człowiekiem i umarł za nas. Wystarczy minimum współpracy z naszej strony, by mógł nas ze sobą złączyć – być może przez bolesne oczyszczenie. Zagrożeniem dla nas nie jest Bóg i Jego sąd. Jesteśmy nim my sami, bo – niestety – zdolni jesteśmy do ostatecznego odrzucenia Go. On jednak nie przestanie nas szukać i jeśli znajdzie w nas choć odrobinę dobra, zdoła ją ocalić, oddzielić. Zło tkwi w każdym z nas. Jedyna nadzieja w tym, iż Bóg nas z niego ostatecznie poprzez swój sąd, który jest niczym innym, jak dopełnieniem miłosierdzia okazanego nam poprzez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa.

Komentuj na Facebooku

zamknij
Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies