Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

synod diecezjalny - eklezjologicznie

Synod diecezjalny to rzeczywistość zdefiniowana w prawie kanonicznym, o wiele jednak trudniejsza do opisania w ramach eklezjologii...

Od kilku już tygodni zmagam się z pytaniem, jak wyrazić to, czym jest synod diecezjalny nie tyle od strony prawa kanonicznego - bo tu rzecz byłaby relatywnie jasna - co od strony eklezjologii. Pójście po linii "ciała doradczego" biskupa diecezjalnego zdaje się być o tyle ślepą uliczką, że prowadziłoby chyba do stwierdzenia, że synod diecezjalny to w istocie... sam biskup. Co gorsza: stwierdzenie takie wydaje się być nieuchronne z punktu widzenia prostego doświadczenia (i prawnej regulacji): na synodzie tylko biskup diecezjalny ma głos rozstrzygający. Nieuchronnie rodzi się zatem pytanie, po co w ogóle synod, jeśli biskup mógłby wszystko i tak rozstrzygnąć bez synodu (może nawet sprawniej, bez "zawracania głowy")?

Jednak jeśli, uwzględniając tę zasadniczą rzeczywistość, skonfrontujemy ją z pytaniem o to, kogo powinien słuchać biskup przy podejmowaniu decyzji, może uda się wyjście z impasu.

Kogo zatem? Odpowiedź: "ludu!" narzucałaby się z perspektywy zarówno współczesnej wrażliwości (upraszczam oczywiście), która w demokracji upatruje wartość nadrzędną, jak i tych koncepcji Kościoła, które widzą w nim przede wszystkim aspekt societas, widzialnej społeczności, do której sprawnego zarządu hierarchicznego konieczne jest jednak - od czasu do czasu - uwzględnianie opinii "dołów".

Jednak - i myślę, że do tego właśnie służy hierarchiczność sprawowania władzy w Kościele - istnieje tylko jeden podmiot, któremu biskup podejmujący decyzje dotyczące powierzonej sobie wspólnoty winien jest posłuszeństwo w najmocniej jak to tylko możliwe rozumianym znaczeniu: Duch Święty (dla uproszczenia proszę o inkluzywne traktowanie kwestii trynitarnej i relacji do biskupa Rzymu).

Uwzględnienie prymatu Ducha Świętego (dynamicznie prowadzącego Kościół lokalny...) może, moim zdaniem, wyprowadzić refleksję nad synodem diecezjalnym z impasu biskupocentryzmu. Bowiem nie ulega wątpliwości, że sam biskup nie jest jedynym kanałem, przez który mówi Duch do Kościoła. Jeśli zatem biskup ma być posłuszny Duchowi, musi nasłuchiwać Jego głosu ze wszystkich możliwych stron. I dokonywać rozeznania tak, by wyławiać autentyczne poruszenia...

Może zatem należ synod diecezjalny opisywać jako akt, w którym biskup usiłuje - jak najszerzej to tylko możliwe - usłyszeć co w danym czasie Duch mówi do jego wspólnoty.

  • Akt wpierw o charakter inwokacyjnym: jest najpierw przyzywaniem Ducha i Jego światła.
  • Akt, w którym dostrzeżona i uwzględniona zostaje podmiotowość wiernych diecezji (niezależnie od stanu życia), ich współodpowiedzialność za Kościół, którym są. To przez nich Duch przemawia. Zatem chodzi o to, by każdy miał możliwość wypowiedzenia swojego doświadczenia i poddania go rozeznaniu wspólnoty.
  • Jest to zatem akt, w który, dokonuje się wielopiętrowe (grupy parafialne, komisje synodalne, samo synodalne zgromadzenie, biskup) rozeznawanie - zarówno autentyczności tego, co dostrzegane jest przez doświadczających jako poruszenie Ducha, jak i sposobów, w jaki Kościół lokalny na te poruszenia powinien odpowiedzieć.

Ostatecznie zatem, patrząc w perspektywie zadań biskupa, synod diecezjalny można chyba opisać jako akt (i proces doń prowadzący) rozeznania poruszeń Ducha przemawiającego pośrodku doświadczenia wiary członków Kościoła lokalnego (i składających się nań mniejszych wspólnot), dzięki któremu biskup może (lepiej) realizować swoje powołanie, jakim jest prowadzenie Kościoła zgodnie z wolą Ducha Bożego.

Jeśli zaś spojrzeć od strony wiernych diecezji, będzie chyba trzeba mówić przede wszystkim o akcie (procesie), w którym Kościół lokalny poddaje się prowadzeniu przez Ducha, a tym samym ma szansę doświadczyć tegoż Ducha.

I wreszcie, jeśli spojrzeć od strony pojedynczego chrześcijanina, to akt (proces), w którym może on poddać rozeznaniu wspólnoty poruszenia, których w sobie doświadcza oraz uczestniczyć w rozeznawaniu doświadczeń braci i sióstr, realizując tym samym swoją współodpowiedzialność za Kościół.

 

Zapewne ten opis jest jeszcze niekompletny. Ale od czegoś trzeba zacząć... Na ten moment musi wystarczyć jako hipoteza robocza.

PS. Świadomie nie odwołałem się do pojęcia kolegialności - jest ono bardzo mocno związane z funkcją biskupów w Kościele - w przypadku synodu diecezjalnego można by mówić o kolegialności jedynie w sensie analogicznym. Uznałem, że zdrowiej będzie zatem ominąć tu to pojęcie.

Komentuj na Facebooku

Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies