Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

Sksiężenie rozsiane

Lugano, październik 1995

Siedzę sobie - mniej czy bardziej spokojnie - w mojej szwajcarskiej jedynce z niedoszłym widokiem na jezioro i myślę. Myślę o tym, czego się boję (nie wiem, czy najbardziej) - tak mi się jakoś zebrało na tony poważne... Ale do rzeczy, bo zaczynam się rozwlekać: boję się mianowicie sksiężeć. Brzydkie to słowo wymyśleć musiałem, żeby strach mój po imieniu nazwać: podobno strach nazwany już nie taki straszny... Jednym słowem: strach mnie ogarnia, że kiedyś być może sksiężałym księdzem będę.

Skąd też na pomysł wpadłem, że jakoweś sksiężenie rozsiane mi zagraża?

Ano zwyczajnie: świeckim wciąż jeszcze będąc i na wszelkie przejawy sksiężenia rozsianego wyczulonym, widzę jak panoszy się ta zmora na prawo i lewo, więc dlaczego mnie by tak łatwo ominąć miała? Niebezpieczeństwo przeczuwając, krótką charakterystykę sksiężałego zapisuję, żeby mi z czasem z łba nie wywietrzała, a i potomnym ku przestrodze posłużyć mogła...

Sksiężały jest zapracowany. A jak nie jest zapracowany, to go nie ma. Wyjechał. A jak nie jest zapracowany i nie wyjechał, to odpoczywa i nie wolno mu przeszkadzać.

Sksiężałemu starej daty temat rozmowy zbacza na samochody. Temu bardziej nowoczesnemu - na komputery. Jednym i drugim zbacza zaś... lepiej nie mówić dokąd.

Sksiężały kontroluje się. Nie daje po sobie poznać, że coś go zaskoczyło, zdziwiło, ucieszyło. Nie daje po sobie poznać strachu. Nigdy nie boi się publicznie. Nigdy nie cieszy się publicznie. Publicznie nie ma życia emocjonalnego. Samobieżny chłopski rozum. Wcielenie zdrowego rozsądku.

Sksiężały zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Nic go nie jest w stanie zaskoczyć. Niewiedzą mógłby narazić na szwank autorytet Kościoła. Więc wie wszystko.

Sksiężały nie przeprasza. Nie może przepraszać, bo nie popełnia błędów. Nie może popełniać błędów, bo błędem naraziłby na szwank autorytet Kościoła. Wiec postępuje zawsze właściwie.

Sksiężały umie utrzymać właściwy dystans do człowieka. Im dalej, tym bezpieczniej. Trzeba unikać wszelkich przywiązań.

Sksiężały zna się na ludziach. Znajomi spokojnie siedzą w swoich przegródkach, żaden się nie wychyli. A i na każdego nieznajomego przegródka się znajdzie, no bo przecież "wystarczy spojrzeć...".

Sksiężały trzyma się ludzi pewnych. Ludzie pewni to ci, którzy na pewno podzielają jego zdanie. Z pewnością przypadkiem zwykle są też bogaci.

Sksiężały jest ortodoksyjny. Nie czyta książek, żeby nie dać sobie zamącić w głowie. Nie czyta Ewangelii, żeby się nie narazić na niebezpieczeństwo fałszywej interpretacji. Nie czyta gazet, no bo i cóż dobrego mogło by się zdarzyć w tym zepsutym świecie...

Sksiężały mówi. W końcu to jego zawód. (Nie słuchają? Tym gorzej dla nich, nie wiedzą co tracą. A zresztą - łaski nie robią). Słuchać nie ma czasu: przecież jego praca to mówienie.

Sksiężały "do pracy" przywdziewa sutannę: zwykle jest niedopięta pod szyją (ta "haftka" się zawsze urywa...); po pracy już tylko specjaliści z branży go rozpoznają (i to na pewno nie po stroju duchownym).

Sksiężały jest znudzony. Znudzony programowo. Powody znudzenia: od pogody do proboszcza (biskupa w przypadku proboszczów), od spowiedzi po remis we wczorajszym meczu. Zresztą powody są najmniej ważne, to co się liczy, to programowość znudzenia: bo przecież nic sksiężałego zaskoczyć ni zdziwić już nie może, a więc - nuda z konieczności.

Bo w końcu sksiężały jest profesjonalistą. Wie co i jak. Technicznie jest tak doskonały, że już się nie przygotowuje do tego,co robi. No bo w końcu nie musi. Gdyby musiał, nie byłby prawdziwym profesjonalistą.

Sksiężały rozwiązał dylemat "być czy mieć". Bo gdzie (pozornie jak się okazuje) tertium non datur wystarczy wymknąć się bolesnemu prymatowi "być" w efektowne "robić" (działać, organizować) i wszyscy są zadowoleni. Należy bowiem za wszelką cenę unikać skrajności.

Ciśnie mi się pod pióro jeszcze tyle symptomów rozsianego sksiężenia, że pewnie nigdy zatrzymać bym się nie mógł, iście sksiężałego godnym słowotokiem czytelnika zalewając. Kończę w bezradności wielkiej wciąż pozostając, bom lekarstwa ani na lekarstwo na owo wszechzalewające paskudztwo nie znalazł. Jedno tylko, com kiedyś u Świętego Pawła wyczytał, w beznadziejność wpaść mi nie pozwala: ...będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2 Kor 12,9b).

Komentuj na Facebooku

Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies