Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

Zmartwychwstanie: odpowiedź Ojca na miłość Syna

tekst opublikowany: Gość Niedzielny 16(2003),7; wersja bez poprawek redakcyjnych

Kiedy mówimy i myślimy o zmartwychwstaniu Chrystusa, koncentrujemy się zwykle na znaczeniu tego wydarzenia dla naszego życia, dla naszego przyszłego zmartwychwstania. Warto może jednak spojrzeć na nie także z nieco innego punktu widzenia. Może się wówczas okazać, że zmartwychwstanie, jak żadne inne wydarzenie, pozwala nam wejrzeć w to, co dzieje się pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym, zajrzeć niejako w samo serce życia Trójcy.

Jeżeli przyjrzymy się Ewangeliom pod kątem sposobu, w jaki Jezus przeżywał swoją relację z Ojcem, nietrudno nam się będzie zorientować, iż nieczęste są wzmianki, które mogą nam pomóc. Jezus dużo mówił o Ojcu, jednak przede wszystkim w kontekście Jego stosunku do nas, ludzi potrzebujących zbawienia. Możemy jedynie przeczuwać niezwykłą intensywność tej relacji: Jezus często i na długo usuwa się na modlitwę, czasem zwraca się do Ojca w samym środku aktywności i wówczas poprzez nieliczne wypowiedziane do Niego słowa mamy nikły dostęp do tego, co dzieje się pomiędzy Ojcem i Synem. Ta sytuacja zmienia się jednak radykalnie wraz z nadejściem Paschy: Ewangeliści przekazują nam przemowę i modlitwę Jezusa z Ostatniej Wieczerzy, modlitwę w Ogrójcu, Jego słowa wypowiedziane na krzyżu. Jak gdyby otwierały się przed nami drzwi poznania tego, jak przeżywał wówczas swoją relację do Ojca.

Zaraz na początku napotykamy jednak na pewną trudność. Pełna radości i uwielbienia modlitwa Jezusa zapisana przez św. Jana kontrastuje jaskrawie z Jego pełną trwogi i bólu modlitwą w Ogrójcu przekazaną przez pozostałych Ewangelistów. Czyżby któryś z obrazów był zafałszowany? Co działo się wówczas pomiędzy Jezusem i Jego Ojcem? Zacznijmy od św. Jana. Zapisaną przez niego modlitwę Jezus kończy słowami: „Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiać, aby miłość, którą Ty mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich” (J 17,26). Najprawdopodobniej właśnie ta modlitwa odzwierciedla najgłębsze doświadczenie Jezusa: Ojciec Go miłuje i przez Niego pragnie swoją miłość ukazać i przekazać światu. Co zatem działo się w Ogrójcu i potem, na krzyżu, kiedy Chrystus wołał „Boże mój, czemuś mnie opuścił”? Spróbujmy sobie wyobrazić kontrast pomiędzy nieskończoną wręcz intensywnością miłości Ojca i Syna a nonsensem ludzkiego zła, nienawiści i śmierci, które rzucają w tym momencie cień na Jezusa. Ojciec pragnie, aby Jego Syn w miłości dokonał ostatecznego gestu utożsamienia się z ludźmi poprzez doświadczenie strasznej śmierci, aby ich „umiłował do końca” (J13,1). I Syn wchodzi na tą drogę świadom, iż „nie ma większej miłości, niż gdy ktoś życie oddaje” (J15,13). Intensywności miłości Ojca do ludzi nie da się oddać słowami, nie wystarczają nawet cuda. Ojciec jest gotów poświęcić swojego umiłowanego Syna z miłości. A Syn gotów jest z miłości do Ojca dać się zabić, abyśmy tę miłość poznali.

Stajemy tu wobec tajemnicy miłości tak wielkiej, że prawie przekraczającej naszą ludzką zdolności pojmowania. I chyba tym tłumaczyć trzeba po części to, co przeżywał Jezus w Ogrójcu i na krzyżu. Jego gotowość oddania się w pełni miłości Ojcu nie usuwała ludzkiej strony cierpienia. A w pewnym sensie czyniła je jeszcze bardziej dotkliwym. W miarę jak dotykała Go ludzka nienawiść, ból, osamotnienie, tym silniejszy stawał się kontrast tych doświadczeń z doświadczeniem miłości Ojca. Po ludzku nie sposób ich bowiem pogodzić.

Jak odpowiada Ojciec na modlitwy Jezusa wypowiedziane w ostatnich godzinach i minutach Jego ziemskiego życia? Ewangeliści nie zapisują żadnej odpowiedzi. Nie otwiera się niebo. Nie słychać głosu. Cisza. Milczenie Ojca spowija mękę i śmierć Syna. I może to milczenie właśnie jest najbardziej przerażające w śmierci Jezusa.

Czyżby zatem Ojciec pozostawił bez odpowiedzi modlitwę Syna, i to w tak ważnej chwili? Autor Listu do Hebrajczyków (5,7) notuje: „z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości”. Jak to „został wysłuchany”, jeśli umarł? I tu dochodzimy do sedna. Ojciec wydaje się milczeć w czasie męki i śmierci, bo żadna odpowiedź, którą moglibyśmy po ludzku pojąć nie byłaby wystarczająca. Trzeba było czegoś więcej. Wobec nieskończonej miłości Syna wydającego samego siebie konieczna była odpowiedź równie intensywna. I ta odpowiedź przyszła trzeciego dnia: „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2,24). Najstarsze teksty Nowego Testamentu nieprzypadkowo mówią nie tyle o „zmartwychwstaniu” Jezusa, ile o „wskrzeszeniu Go” przez Ojca. Miłość ku Ojcu zaprowadziła Chrystusa w śmierć. Miłość Ojca z niej Go podnosi.

Chyba żaden inny moment historii objawiania się Boga człowiekowi nie daje nam okazji, by zajrzeć tak głęboko w tajemnicę Trójcy. Przemienione człowieczeństwo Zmartwychwstałego niejako odbija dla nas dialog miłości, który nieustannie toczy się w Bogu, który jest treścią życia Trójcy. Właśnie: Trójcy – nie tylko Ojca i Syna! Dlatego według janowego opisu to już w poranek zmartwychwstania Jezusa „tchnął na uczniów i powiedział: Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20,22). Duch, który jest tchnieniem wzajemnej miłości Ojca i Syna, właśnie w dniu zmartwychwstania zaczyna być udzielany światu. Tak jakby ich miłość zaczęła się przelewać „na zewnątrz”, ku ludziom, już nie tylko poprzez działanie w naturze, słowa proroków. Nawet nie przez obecność wcielonego Syna, ograniczoną przecież przestrzenią i czasem, ale poprzez rozlanie się Ducha Bożego bezpośrednio w sercu każdego z uczniów.

Dar Ducha wypływający z tajemnicy zmartwychwstania sprawia, że z niewiele rozumiejących widzów dialogu miłości pomiędzy Ojcem i Synem nagle otrzymujemy szansę stania się jego uczestnikami. I nagle to, co jeszcze w noc Wielkiego Piątku mogło się wydawać porażką Chrystusa i milczeniem Ojca, okazuje się być przełożeniem na wydarzenia ludzkiej historii tego, czym żyją Ojciec, Syn i Duch w odwiecznej jedności Trójcy. By móc wyrazić jak bardzo miłość, która ich łączy przekracza to wszystko, do czego na co dzień jesteśmy zdolni, wydarzenia te musiały przyjąć skrajne formy, aż po krzyż Jezusa. Jednak wszystko zaczyna się wyjaśniać w kiedy Chrystus powstaje z martwych. Zaczyna, bo wyjaśni się do końca dopiero wtedy, kiedy sami zmartwychwstając, przejdziemy przez doświadczenie Jezusa w sam środek miłości Boga.

Komentuj na Facebooku

Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies