Grzegorz Strzelczyk, ks.



bieżące informacje

A A A

Wszyscy wiemy, co to jest Kościół

tekst opublikowany: Gość Niedzielny 43(2003), 11.

Każdy wie, co oznacza słowo „Kościół”. Albo inaczej: każdy jest przekonany, że wie, co ono znaczy. To jedno ze słów, które słyszymy i których używamy na tyle często, by się nie zastanawiać zbytnio nad jego znaczeniem. A przecież kiedy biskupom zgromadzonym na Soborze Watykańskim II przyszło określić, czym Kościół jest w swej istocie... zrezygnowali z podania definicji. Zamiast niej w soborowej Konstytucji o Kościele znajdujemy kilkustronicowy rozdział poświęcony próbie określenia misterium, czyli tajemnicy Kościoła.

Kościół? Każde dziecko wie...

Czyżby zatem założenie, że „każde dziecko wie”, było błędne w odniesieniu do Kościoła? Czyżbyśmy niekoniecznie, nie zawsze i nie do końca wiedzieli, co mówimy, kiedy słowo to wypowiadamy? Nietrudno uświadomić sobie konsekwencje używania słów wieloznacznych bez precyzyjnego określania, co ma się na myśli: ludzie przestają się rozumieć, dochodzi do sporów, konfliktów, z których nie widać wyjścia. Czy czasem tak się nie dzieje, kiedy mówimy o Kościele?

Spróbujmy przyjrzeć się temu problemowi nieco uważniej. Zdecydowanie najłatwiej dostrzec prostą wieloznaczność słowa „Kościół”. Możemy rozumieć je bardzo szeroko, obejmując wręcz wszystkich wierzących w Chrystusa. Możemy mieć na myśli wiernych jednego, konkretnego Kościoła chrześcijańskiego. Kościołem (lokalnym) jest diecezja. Kościołem jest konkretna wspólnota zgromadzona na Eucharystii pod przewodnictwem biskupa. Ale możemy też przełożyć akcent na stronę organizacyjną i wówczas przez „Kościół” rozumieć będziemy konkretną instytucję działającą na terenie danego kraju. W języku potocznym mówiąc „Kościół”, mamy nieraz na myśli hierarchię kościelną: biskupów, księży lub w ogóle tych, którzy w Kościele podejmują jakąś posługę czy odpowiedzialność.

W stronę przyczyn wielości znaczeń

Samo wymienienie, usystematyzowanie i sprecyzowanie znaczeń, jakie słowo „Kościół” może przybierać, stanowić by mogło przedmiot pokaźnej rozprawy. Dlaczego tak się dzieje? Spróbujmy sięgnąć do wspomnianej wcześniej Konstytucji o Kościele. Czytamy w niej (nr 8): Chrystus, jedyny Pośrednik, ustanowił swój Kościół święty, tę wspólnotę wiary, nadziei i miłości tu na tej ziemi, jako widzialny organizm; nieustannie go też przy życiu utrzymuje, prawdę i łaskę rozlewając przez niego na wszystkich. Wyposażona zaś w organa hierarchiczne społeczność i zarazem mistyczne Ciało Chrystusa, widzialne zrzeszenie i wspólnota duchowa, Kościół ziemski i Kościół bogaty w dary niebiańskie - nie mogą być pojmowane jako dwie rzeczy odrębne; przeciwnie, tworzą one jedną rzeczywistość złożoną, która zrasta się z pierwiastka Boskiego i ludzkiego.

Zwróćmy uwagę na trzy stwierdzenia. Po pierwsze: Kościół został założony przez Chrystusa. Zatem decydujące dla zrozumienia tajemnicy Kościoła jest rozumienie osoby i posłannictwa Jezusa. Po drugie: odwołanie do Chrystusa ma nie tylko znaczenie historyczne: On działa ciągle, tak poprzez dzieje, jak i obecnie, w Kościele i za jego pośrednictwem. Zatem dla rozumienia tego, czym Kościół jest, decydująca jest wiara (lub jej brak) w działanie żywego Chrystusa w Kościele i w świecie. I po trzecie: Kościół jest rzeczywistością złożoną z pierwiastka Boskiego i ludzkiego. Zatem jego rozumienie będzie mocno uzależnione od tego, czy uda się zachować odpowiednie proporcje obu tych elementów. Spróbujmy oprzeć się na tym potrójnym schemacie, by ukazać przynajmniej niektóre przyczyny i konsekwencje różnic w rozumieniu Kościoła.

Napięcie pierwsze: Jezus - tak, Kościół - nie?

Pierwsza istotna różnica w rozumieniu Kościoła może ujawnić się w stosunku do zdania „Chrystus założył Kościół”. Konsekwencją tego zdania jest stwierdzenie, iż obecny Kościół jest kontynuacją wspólnoty Apostołów, którą Jezus zgromadził. Rodzi się wówczas pytanie: jaka to kontynuacja? Wierna czy nie? Tak dochodzimy do pierwszej fałszywej alternatywy, której następstwami mogą być: z jednej strony pewien kościelny fundamentalizm, który nie dostrzega błędów i niewierności chrześcijan, z drugiej - odrzucenie Kościoła jako nieużytecznej przeszkody w docieraniu do prawdziwego Jezusa. Ta druga postawa wyrażana jest nieraz poprzez hasło „Jezus - tak, Kościół - nie”. Być może pierwsza w skrajnych przypadkach stacza się w postawę „Kościół - tak, Jezus - nie”.

Napięcie drugie: prywatne doświadczenia wiary czy pośrednictwo instytucji?

Druga różnica ujawniać się może w stosunku do zdania „Bóg działa w Kościele i przez Kościół”. Chodzi w gruncie rzeczy o rozumienie roli Kościoła w naszym osobistym życiu wiary, a ta zwykle uwarunkowana jest indywidualnymi doświadczeniami, cechami osobowości itd.

I znowu skrajne postawy mogą prowadzić do fałszywej alternatywy. Z jednej strony grozi oddanie całkowitego pierwszeństwa indywidualnemu doświadczeniu i traktowanie pośrednictwa Kościoła jako niepotrzebnego balastu czy wręcz przeszkody w budowaniu relacji z Bogiem. Z drugiej - niejako utożsamienie Kościoła z Bogiem, które może prowadzić nawet do fanatycznego zaangażowania w działalność Kościoła bez rozwijania wewnętrznej, osobistej relacji do Chrystusa. Pierwsza postawa uprzywilejowuje sekty, druga - swoistą formę klerykalizmu.

Napięcie trzecie: Ciało Chrystusa czy przedsiębiorstwo?

Trzecia różnica w rozumieniu Kościoła dochodzi do głosu, wobec zdania: „Kościół złożony jest z pierwiastka Boskiego i ludzkiego”. Nietrudno uchwycić możliwość fałszywej alternatywy: albo Boski, albo ludzki: albo Ciało Chrystusa i sakrament zbawienia, albo czysto ludzka instytucja czy przedsiębiorstwo. Skrajnymi konsekwencjami rozumowania według tej alternatywy będzie z jednej strony usunięcie elementu ludzkiego i ubóstwienie wszystkiego, co kościelne; uznanie, że w Kościele wszystko jest doskonałe, niepodlegające krytyce czy reformie. Na drugim biegunie znajdzie się zaprzeczenie jakiegokolwiek związku z Bogiem i widzenie Kościoła przez pryzmat nieżyczliwych chrześcijan i niewiernych księży, jako wielokrotnie skompromitowanej instytucji, która dąży przede wszystkim do zachowania przywilejów swojej klasy zarządzającej.

Kiedy mówię: „Kościół”...

Czujemy, jak trudną jest rzeczą zachowanie rzetelnej, wyważonej pozycji wobec każdej z trzech przykładowych alternatyw zarysowanych przed chwilą. A przecież za każdym razem, kiedy wypowiadamy słowo „Kościół”, sytuujemy się w którymś miejscu pomiędzy biegunami każdej z nich, czy tego chcemy, czy nie chcemy. Zresztą równie, jak nad sensem własnych słów, warto zastanawiać się, co mają na myśli inni, kiedy mówią „Kościół”. I to nie tylko po to, by uniknąć niepotrzebnych nieporozumień. Nieraz skrajność czyjejś wypowiedzi pomaga odkryć, iż nasze własne myślenie wychylone jest dokładnie w przeciwnym kierunku i również wymaga korekty.

Niełatwo jest wierzyć w Kościół, który jest zarazem wierny i niewierny, w którym do Chrystusa dochodzi się i osobiście, i za pośrednictwem instytucji. Niełatwo jest wierzyć, że Kościół jest zarazem Ciałem Chrystusa i wspólnotą świętych oraz ludzką organizacją, która płaci podatki, rządzi się ludzkimi prawami i w której odbijają się nasze słabości. A jednak to owe mało znaczące słowa „i”, „zarazem”, „jednocześnie” decydują o równowadze. A zatem i o prawdzie o Kościele.

Komentuj na Facebooku

Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies