Grzegorz Strzelczyk, ks.

bieżące informacje

A A A

Rozpoczęcie rzymskiej części procesu beatyfikacyjnego ks. Franciszka Blachnickiego



31 stycznia 2002 roku o godzinie 9.30 w siedzibie Kongregacji do spraw Świętych miało miejsce rozpoczęcie rzymskiej części procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło-Życie. Otwarcia akt procesu diecezjalnego przewiezionych do Rzymu pod opieką ks. Henryka Bolczyka i postulatora procesu, ks. Adama Wodarczyka dokonał Abp. Stanisław Nowak w obecności kilku zgromadzonych osób.

Tak zapewne mogłaby wyglądać sucha notatka prasowa sporządzona przez niezaangażowanego obserwatora. Byłaby bez wątpienia prawdziwa. Jednak chyba czegoś by w niej brakowało. Bo przecież było tak...

Środa, przeciętny rzymski poranek. Trochę mgły prowokującej senność i zmniejszoną ochotę do życia. Nawet na placu św. Piotra ruch jakiś leniwy i niemrawy. Około 9.15 schodzimy się pod siedzibą Kongregacji na placu Piusa XII. Radość powitań. Szybkie prezentacje tych, którzy się nie znają. A wszystko to przeniknięte atmosferą oczekiwania. Zbieramy się, aby być świadkami czegoś bardzo ważnego dla każdego z nas osobiście i chyba dla każdego trochę inaczej. Zaraz nasuwa się prosta myśl: obecne są jakby dwa pokolenia ludzi związanych z Ojcem Franciszkiem: ci, którzy z nim współpracowali za życia i nadal żyją jego dziełem oraz ci, którzy swoją wiarę (a w moim przypadku i powołanie) odnajdywali poprzez Ruch Światło-Życie. Życie rodzi się z życia... Tu i teraz jesteśmy tego dowodem.

Wchodzimy do siedziby Kongregacji. Chwila zamieszania wzmaganego chyba przez naszą niecierpliwość. W sercu radosne podniecenie: długo czekaliśmy i długo modliliśmy się o ten moment. Dochodzimy do niewielkiego pomieszczenia, w którym stoi kilka pokaźnych rozmiarów skrzynek z aktami. Starannie zapakowane z czerwonymi lakowymi pieczęciami gwarantującymi autentyczność akt. Ks. Henryk śmiejąc się opowiada, że truchlał całą drogę w samolocie, czy przypadkiem obsługa któregoś z lotnisk nie potraktuje bagażu zbyt brutalnie i nie zerwie pieczęci...

Po chwili oczekiwania nadchodzi Abp. Nowak. Bardzo proste powitanie. Zapanowuje atmosfera serdeczności i prostoty. Jakbyśmy nie robili nic nadzwyczajnego. Jakby chodziło o jak najbardziej normalny gest wdzięczności wobec Boga i Jego Sługi Ojca Franciszka. I chyba tylko to w tej chwili ma znaczenie. Ksiądz Arcybiskup prezentuje dokumenty: Dekret Kongregacji i świadectwo autentyczności akt procesu w Archidiecezji Katowickiej wystawione przez Ks. Abpa Damiana Zimonia. I wreszcie gest samego otwarcia akt, który jest niczym innym, jak po prostu otwarciem pierwszej skrzynki. Ks. Abp. Nowak przecina pierwszą pieczęć, ks. Henryk drugą. Moment walki z taśmą zabezpieczającą – zostaje wezwany na pomoc postulator. Wreszcie wieko się unosi i ukazują się naszym oczom... Mniejsze skrzynki, starannie zapieczętowane. Ogólna wesołość. Znowu w ruch idą nożyczki. Ktoś komentuje coś na temat śląskiej dokładności. Ale myślimy chyba o czymś zupełnie innym. Bo tak naprawdę odczytujemy tę staranność jako jeden ze sposobów na wyrażenie naszej wdzięczności wobec Ojca. Tak, jak i cały ten proces. Długie godziny spędzone na opracowywaniu dokumentów, wysłuchiwaniu świadków. Nawet mozolne opieczętowanie każdej strony akt przez notariusza. Wielka praca dziesiątek osób. Wdzięczność, która przekłada się na dziesiątki, dziesiątki drobnych gestów. Dokładnie tak, jak jest z tym co otrzymaliśmy od Boga za pośrednictwem Jego Sługi: nie było niczym wielkim, piorunującym, cudownym. Raczej pasmem drobnych odkryć, decyzji, natchnień, dzięki którym Światło, któreśmy mieli okazję poznać, stawało się coraz pełniej naszym Życiem...

Wreszcie, po którejś serii sznurków i pieczęci, Ks. Abp. Nowak dociera do początkowych stron akt. Rozpoczęła się rzymska część procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego Franciszka Blachnickiego. W sercach jedno wielkie: „Bogu niech będą dzięki”.

To już właściwie koniec. Arcybiskup Nowak podsumowuje kilkoma zdaniami to, co zostało dokonane. I przypomina o jednej, bardzo ważnej rzeczy: święci i błogosławieni są ogłaszani dla Kościoła. I dlatego dla nas, którzyśmy doświadczyli dobrodziejstw Bożych za pośrednictwem Ojca Franciszka, dbałość o doprowadzenie do końca procesu beatyfikacyjnego jest też obowiązkiem. Obowiązkiem dzielenia się dobrem, któreśmy otrzymali...

I to już wszystko. Uściski rąk. Z wyraźnym ociąganiem opuszczamy pomieszczenia Kongregacji. Ale też i z radością – przekonani, że pokonany został następny etap drogi. Ktoś mówi: „Teraz trzeba się modlić o dwie rzeczy: o cierpliwość dla postulatora i o udokumentowany cud za wstawiennictwem Ojca Franciszka”. Śmiech. Ale nikt nie wątpi, że i jednego i drugiego Pan udzieli.

Komentuj na Facebooku

Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies